niedziela, 28 kwietnia 2013

Wspólnota?.... To jest to! :)))

Niedawno dostałam maila. Jego główna problematyka dotyczyła mniej więcej tego, czy może wspólnota - konkretnie chodziło o "Jerozolimę" - jest tej osobie potrzebna. Właśnie, dobre pytanie, skłoniło mnie do refleksji nad pytaniem: co mi daje bycie we wspólnocie? Pozwoliłam sobie umieścić poniżej fragment odpowiedzi, którą wysłałam zainteresowanej osobie.

" (...) Bycie we wspólnocie z ludźmi, którzy podobnie myślą i czują w kwestiach Pana Boga, szukają tego samego, pozwala umacniać się w swoich własnych dążeniach i pragnieniach z Nim związanych. Poza tym, łatwiej szukać rozwiązania pewnych wątpliwości na drodze z Bogiem, pytając osoby, które może dłużej za Nim kroczą niż ja; może przeżywały podobne trudności, więc ze swego doświadczenia mogą coś doradzić. Wspólnota to wsparcie w trudnościach i to nie tylko takich związanych z życiem duchowym, ale takich w życiu codziennym. (...) Wspólnota to też przebywanie z ludźmi, którzy chętnie Cię wysłuchają, z którymi możesz podzielić się swoim doświadczeniem Boga, którzy rozumieją Cię. Nie zawsze takowe zrozumienie spotyka nas, gdy chcemy porozmawiać o Bogu z kimś nam bliskim. Bywa, że oni nie bardzo rozumieją, po co tego Boga tak szukać... Kiedyś usłyszałam, a nawet widziałam takie porównanie: bez wspólnoty człowiek jest sam (jest jakby kartką papieru, którą można łatwo rozedrzeć) - rożne trudności duchowe są w stanie nas "rozedrzeć", złamać; wspólnota to iluś ludzi (to plik kartek, którego nie można rozedrzeć!), którzy są dla siebie wsparciem szczególnie w chwilach duchowych trudności, ale nie tylko takich. Moje doświadczenie mówi, że wspólnota pozwala wzrastać. Poza tym, nie my sobie wybieramy wspólnotę, ale w gruncie rzeczy do niej zaprasza nas Jezus. "Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem..." - na pewno to znasz. Do konkretnej wspólnoty zaprasza nas Bóg. Zobacz, sam Jezus żył we wspólnocie z apostołami, nie był sam. Pragnienia wspólnoty, przynależenia do konkretnej grupy, daje sam Bóg. Tak, to On daje pragnienie dzielenia się Nim we wspólnocie, aby ta dzielona radość się pomnażała. I nie ma znaczenia, na jakim kto jest etapie w życiu duchowym. Każdy etap jest właściwy, aby być we wspólnocie. Są mocno zaawansowani, są początkujący, ale każdy jest ważny, każdy jest istotny! Nie ma lepszych i gorszych, gdyż to Bóg nas powołuje jako Swe dzieci, a Swe dzieci kocha tak samo, a może nawet tych pozornie słabszych jeszcze mocniej, bo tego wymagają; podobnie jak w ludzkim życiu więcej czułości i miłości wymagają dzieci słabsze (...)."

                                                   *                     *                     * 
A poniżej, awers wizytówki wspólnoty "Jerozolima" :) 



poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Po REO

Poniżej znajduje się kolejne świadectwo związane z udziałem w Rekolekcjach Ewangelizacyjnych Odnowy, które prowadziła wspólnota "Jerozolima". 

                                                                   *        *        *

Jestem uczestniczką niedawno zakończonych REO, które przeprowadziła wspólnota „Jerozolima”. Jakiś czas temu zastanawiałam się, co w ogóle dały mi te rekolekcje. I, najkrócej ujmując, dały mi przede wszystkim radość poznawania Boga. Z wielką ochotą czytam Pismo Święte, czego wcześniej nie czyniłam. Nauki, które głosił ks. Janusz bardzo mnie poruszały i z każdym kolejnym razem stawały się dla mnie coraz bardziej zrozumiałe, przez co pragnęłam chłonąć tej wiedzy coraz więcej i więcej. Niezwykłym darem od Pana było to, że doświadczyłam Jego obecności podczas czytania Ewangelii, a także tego, że Komunia święta jest rzeczywiście Jego prawdziwym Ciałem. Wywołało to we mnie tak wielką radość, że aż popłynęły mi łzy. Dziś, kiedy żyję już swoją codziennością, dążę do tego, aby po prostu być dobrą, aby nie ranić drugiego człowieka; staram się o lepsze relacje z ludźmi na co dzień, a w ten sposób pragnę poprawić relacje z Bogiem. 
"Szczęśliwa"

sobota, 13 kwietnia 2013

Moja przygoda z... Duchem Świętym, cz. II

Nad wszystkim czuwał kapłan. Tutaj powstrzymam się od szczególnych ocen, za mały jestem. Oby tylko więcej takich, oczywiście nie takich samych, bo wtedy byłoby nudno, ale chociażby o tym samym stopniu zaangażowania to i owszem. Odnośnie tych cotygodniowych spotkań, to każde jest co do zasady inne, coś innego się dzieje, pokonuje się kolejne schody. Nie wiem dokładnie, jak te kolejne etapy nazywają się w nomenklaturze odnowowej, ale generalnie chcąc nie chcąc, mocno je się przeżywa. 


Ja na końcowym etapie rekolekcji znowu byłem na południu Polski. I tym razem udało mi się wziąć udział w pewnym spotkaniu charyzmatycznym, lecz tym razem organizowanym przez Mamre. Jeśli chodzi o mnie to w przeciwieństwie do większości tam zebranych, ja fizycznie nie doświadczyłem działania Ducha Świętego. Gdy jednak spotkanie chyliło się ku końcowi, ni z tego ni z owego, podszedł do mnie x. Cyran i pomodlił się nade mną. I tu się zadziało. Co prawda nic co by dało się spostrzec przez osoby widzące to z boku, ale ja swoje wiem. Żadne uzdrowienie fizyczne, nie nawet jakieś odczuwalne wewnętrzne czy coś w tym stylu, ale po prostu takie działanie Ducha Świętego, że nie ma się wątpliwości. Nie staram się tego opisać, bo to nie ma większego sensu. Chyba o. Badeni. mówił, że kto tego nie doświadczył, nic nie zrozumie. Nic a nic. 

czwartek, 11 kwietnia 2013

Moja przygoda z... Duchem Świętym, cz. I

6 kwietnia zakończyły się Rekolekcje Ewangelizacyjne Odnowy prowadzone przez wspólnotę "Jerozolima".

Umieszczony poniżej tekst został napisany przez jednego z uczestników tych rekolekcji. Jest to niezwykle ciekawa opowieść o Człowieku i Bogu, którzy się wzajemnie szukają i... znajdują :) 
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

O tym, że wspólnota „Jerozolima” w Wejherowie przeprowadzi rekolekcje REO dowiedziałem się jakieś 2 minuty przed ich rozpoczęciem.

Ale po kolei. W dniach ok. 08-17.02.2013 r. byłem poza Wejherowem, generalnie na południu Polski. W wolnej chwili mogłem odwiedzić kilka kultowych, dosłownie i w przenośni miejsc, tj. krakowskie kościoły i też ten spokojny klasztorek przy ul. o. A. Kordeckiego 2 w Częstochowie. Nie trzeba płacić za bilety wstępu, a zobaczyć można więcej niż w niejednym muzeum :) Ale do czego zmierzam. Pamiętam, że akurat w tym czasie modliłem się o żywą wiarę. Nie wiem czemu akurat o tak nieprzydatną rzecz, zwykle jak się modlę to o jakieś materialne rzeczy, no ale tak było.